
Bali Bird Park
Bali to wyspa pięknie śpiewających ptaków. Codziennie można je usłyszeć w różnych zakątkach jak dają koncerty. Trudno je jednak zobaczyć. Stąd nasz pomysł, aby odwiedzić Bali Bird Park. Wejściówki do kupienia na stronie parku online z 10 % rabatem. Cena wyjściowa to: 385.000 Rp dorosły, 192.500 Rp dziecko. Są też pakiety z transferem, lunchem etc. Z Sanur to tylko 40 minut skuterem więc sami dojeżdżamy na miejsce.
BBP to miejsce, gdzie można spotkać 250 gatunków ptaków, czyli ponad 1000 osobników z różnych zakątków świata: Ameryki Południowej, Afryki, Sumatry, Borneo, Papui, Javy i oczywiście Bali, między innymi: szpaka balijskiego, którego istnienie wisi na włosku.
Prócz ptaków w klatkach – jak w każdym zoo wiele z nich spaceruje po trawnikach, czy siedzi na gałęziach drzew. Do atrakcji tego miejsca należą: karmienie ptaków i ptasie pokazy. Szymonowi najbardziej podobało się karmienie pelikanów, chyba ze względu na apetyt tych ptaków i przepastny rozmiar worka pod dziobem. Dla dzieci też ciekawym przeżyciem było karmienie papug, które były przyjacielskie i skore do zabawy. Jednej z nich bardziej spodobał się mój kolczyk niż pokarm 🙂
Były też spektakularne pokazy ptasiej precyzji, nieco większych, łownych ptaków. Polegało to na chwytaniu kawałków jedzenia z tacy umieszczonej na głowie małej dziewczynki z widowni oraz kolejny chwyt już bezpośrednio z głowy innego śmiałka z widowni.
Dla innych, nie lubiących aż tak ekstremalnych wrażeń, było także zwiedzanie Domu Sów (Owl House). Piękny dom Toraja – gdzie w specjalnie przystosowanym miejscu, w otulającym miłym półmroku można obejrzeć te noce ptaki.
Park jest ciekawym miejscem, gdzie można miło spędzić czas z rodziną. Idealny na niedzielny spacer. Atmosfera przyjacielska, wręcz leniwa. Na terenie obiektu można zjeść lody, wypić kawę, czy zjeść lunch.
Plusem jest też to, że można robić zdjęcia swoim aparatem, również te pozowane z tukanami. Pracownicy sami zachęcają do korzystania z tej opcji. Jak to bywa w takich miejscach profesjonalne zdjęcia sporo kosztują. Szymon też stał się atrakcją i poproszony został o pozowanie z lokalna rodziną 🙂
Jak na niedzielę przystało, popołudnie wraz z lokalnymi rodzinami spędziliśmy na sanurskiej plaży. I co dziwne na koniec roku okazało się, że Szymon przerósł Alberta 🙂 Zabawa była udana!

