Miejsca,  Podróże

Opowieści Harvy’ego.

Harvy to Amerykanin. Ma 75 lat. Na Bali mieszka od 17 lat. Dużo chodzi pieszo i ze wszystkimi rozmawia. Dzięki temu zna wielu ludzi w różnych zakątkach Sanur i nie tylko. Ma otwarty umysł i serce. Ostatnio rozjaśnił nam nieco kolorową odmianę hindu na Bali. Krowy tu nie są święte. Balijczycy składają trzy razy dziennie ofiary, aby obłaskawić duchy.

Wierzą w jednego boga, który mieszka na górze Gunung Agung, dlatego górę tę, czy wulkan jak kto woli (najwyższy szczyt Bali 3142m) otaczają najważniejsze bodaj świątynie wyspy. Reszta z przeróżnych i niezliczonych jego postaci występujących w tańcach, opowieściach, obrazach to manifestacje tego właśnie jedynego. To ten jeden ma, aż tak wiele postaci. Ale skoro jest dobro to i oczywiście zło w tej historii. Balijczycy są przekonani, że diabeł chodzi sobie pośród nich i upatruje potencjalne „ofiary”. Dlatego też drogi są tutaj takie pogmatwane i w nie najlepszym stanie, aby nie miał za łatwo i zgubił się w licznych zakamarkach czy zakrętach. Są też przekonani, że spanie na łóżkach (tzn. powyżej ziemi) sprzyja działaniom szatańskim i dlatego też śpią bezpośrednio na podłodze (no ewentualnie na czymś w rodzaju pryczy, materaca czy siennika). Powracając do ich świętej góry to okoliczne domy skierowane są właśnie w stronę wulkanu i łóżka (jeśli są takowe) również.

Harvy dostrzega nieszczerość i brak życzliwości dla obcych przybyszów mieszkających na Bali. Co innego jeśli przyjeżdżasz na urlop i jesteś rozrzutny. Wtedy jesteś całkiem fajny i nie przeszkadza nikomu, że przyjechałeś ze świata. Nieraz Harvy słysząc jak mówią źle na przyjezdnych (bo dosyć dobrze opanował i indonezyjski i balijski) zatrzymuje się i napomina ich, aby tego nie robili. Przyjezdni traktowani są jako źródło gotówki i nic poza tym. Ogólnie tak wewnętrznie jest nawet niechęć do obcych. Nazwał rzecz po imieniu: „są bardzo dwulicowi”. Zakładają maskę i grają z zaciśniętą pięścią na rękojeści noża trzymanego za plecami. Coś mi to przypomina. A Wam?

Nie oznacza to wcale, że nie ma tutaj szczerych i życzliwych ludzi. Bardzo chwali sobie swojego właściciela domu. Ale generalnie obcy postrzegani są jako posiadający majętność z niczego i pławiący się w luksusach. Zazdrość to dobre podsumowanie jednowyrazowe relacji panujących tutaj. Słyszałam też z innych źródeł, że bardzo należy uważać na tutejszych wspólników. Podobno, nie do końca możliwe jest prowadzenie legalnego interesu bez udziału ludzi stąd. Sama tego nie sprawdziłam, bo nie jest mi to do niczego potrzebne, ale opowieści o finiszu takich spółek mrożą krew z żyłach. Jeśli chodzi o naszego właściciela domu i agenta nieruchomości niestety nie mamy najlepszego zdania, ale to oczywiście tylko nasze doświadczenie. Mimo, że początek był bardzo profesjonalny i przyjacielski to nie jestem do końca przekonana co do szczerości ich intencji.

Ale, żeby opowieść nie była taka smutna muszę dodać, co mnie bardzo zbudowało i podniosło na duchu. Harvy, obcy właściwie człowiek, po naszej bardzo krótkiej opowieści o przygodach z domem natychmiast zaofiarował pomoc. Gdyby zdarzyło się jakiekolwiek nadużycie z ich strony możemy na niego liczyć. To bardzo budujące i pocieszające. Jakiś czas temu myśleliśmy, że jesteśmy z tym problemem zupełnie sami i zostaniemy po prostu oszukani. Mając na uwadze, że jesteśmy z dziećmi, nie ułatwiało to podjęcia pewnych trudnych decyzji. Sprawa jak na razie zakończyła się pomyślnie i to najważniejsze. Dziękuję Harvy, że pojawiłaś się na naszej drodze.